Anna Zubrzycka pozdrawia z Białegostoku

Decyzja o zostaniu położną przyszła niespodziewanie. Uczyłam się w liceum o profilu humanistycznym i chociaż lubiłam biologię, to nigdy nie przeszło mi nawet przez myśl o pójściu na studia medyczne... - Anna Zubrzycka opowiada o położnictwie, teatrze, tatuażach i koniach!

W klasie maturalnej podjęłam decyzję o zdawaniu matury z biologii i o aplikacji na studia o kierunku dietetyka. Z takim postanowieniem trwałam aż do czasu rozpoczęcia rekrutacji na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku. Zobaczyłam wtedy, że jest też nabór na kierunek położnictwo, a tak naprawdę nie do końca jeszcze wiedziałam, kim jest położna...


Wtedy moja starsza siostra urodziła synka! Oczarowana maluchem zaczęłam coraz więcej czytać o zawodzie położnej i... Bum...! Poszło...! Złożyłam papiery, dostałam się na studia położnicze, które ukończyłam i uzyskałam dyplom położnej w czerwcu 2016 roku.


Często się słyszy, że w naszym kraju jest ciężko o pracę, a ja wiedziałam, że jak ktoś chce, to nie ma na niego mocnych! I już trzy miesiące po uzyskaniu dyplomu dostałam pracę w Białostockim Centrum Onkologii na oddziale Onkologii Ginekologicznej.


Jednak moja natura humanistki wciąż gdzieś się odzywa, więc i dla niej znalazłam spełnienie! Dodatkowo pracuję w Białostockim Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki. Jestem tam bileterką, co umożliwia mi upragniony kontakt ze sztuką, a uwierzcie mi - nasi aktorzy potrafią zapewnić swoim widzom emocje nie mniejsze niż te, których doświadcza się na Sali Porodowej!


Moim kolejnym, nietypowym hobby są tatuaże! Jestem posiadaczką czterech tatuaży artystycznych. W żadnym z moich miejsc pracy nie spotkałam się z dezaprobatą czy to ze strony współpracowników, pacjentów czy gości teatru. Bardzo często moje tatuaże są dla obcych ludzi przyczyną życzliwej rozmowy, która zaczyna się od tatuaży - a kończy na różnych życiowych sprawach. Mi - gadule - bardzo to odpowiada!


I żeby nie było, ze to wszystko! Jak to na optymistkę i wiercipiętę przystało, jest jeszcze kolejna pasja… Jazda konna! Nie jeżdżę wybitnie, nie jeżdżę dobrze ani nie jeżdżę regularnie. Jest to jednak moja pasja trwająca od czasów dzieciństwa.


Mieszkam nieopodal siedziby Jeździeckiego Klubu Białystok, w którym jako dziecko skończyłam kurs jazdy konnej i gdzie całe weekendy przebywałam w stadninie koni. Pewnego feralnego czerwcowego popołudnia, jako niedoświadczony jeździec spadłam z konia i złamałam obojczyk. Spędziłam całe lato w gipsie i tak przygoda z końmi miała się skończyć. Jednak te zwierzęta nadal mnie niezwykle fascynowały i po maturze postanowiłam znowu spróbować swoich sił! Teraz, gdy tylko pozwala mi na to czas, staram się o towarzystwo tych czworonogów...


Pozdrawiam z Białegostoku! :)

 

 

2017-04-24