System opieki położniczej w przyszłości

Nie jestem w stanie upojenia alkoholowego, nie jestem na żadnych lekach. Tłumaczę się na wstępie, bo po przeczytaniu artykułu wielu z Was może tak pomyśleć. Jestem niepoprawną optymistką, marzycielką albo bajkopisarką. Chcę, żeby opieka położnicza, system, podejście do pacjenta za parę lat wyglądało dokładnie tak...:

Ania planuje zajść w ciążę. Zgłasza się do swojej położnej, którą sama wybrała. To osoba sprawdzona, zaufana, empatyczna. Uczestniczka licznych kursów dokształcających i konferencji (za które płaci jej zakład pracy).

 

W warunkach domowych Ania i położna siadają i planują ciążę. Omawiają jak zmienić dietę, nawyki jak suplementować już teraz kwas foliowy. Ania uzyskuje informacje, w jakie dni najlepiej starać się o dziecko, jakie badania wykonać.


Za trzy miesiące dziewczyny spotykają się ponownie. Ciąża.  Przyszła mama już teraz jest pod opieką. Refundowaną. Nie od 21 tygodnia. Planują przebieg wizyt, badań. Rozmawiają jak poradzić sobie z dolegliwościami, jaka jest fizjologia. 

 

Spotkania odbywają się z częstotliwością jaka zostanie ustalona. Na każdą wizytę położna nie ma 30 minut. 1,5 godziny minimum.


W międzyczasie USG. Oczywiście przeprowadzone nie przez lekarza. Ten reaguje w momencie jak coś zaczyna się dziać.


9 miesięcy mija w atmosferze partnerstwa, zaufania. Plan porodu przedyskutowany, wytłumaczony na wszelkie sposoby.


Zbliża się ten dzień. Najpierw skurcze nieregularne. Ania dzwoni po swoją położną. Ta z detektorem tętna jest przy niej do momentu kiedy nie stwierdzi, że czas jechać do szpitala.

 

Na Izbie przyjęć czeka już lekarz i nie informuje, że nie ma miejsc i nie odsyła do innego szpitala. Robi podstawowe badanie i przekazuje na porodówkę. A tam... jednoosobowa sala z wanną, prysznicem, piłkami, zestawem TENS. Ściany pomalowane w przyjemne i ciepłe kolory. Przychodzi położna, która pod opieką ma tylko Anię i jest w 100% do jej dyspozycji.


Wspólnie, aktywnie przechodzą przez pierwszy okres, wybierają dogodną pozycję na drugi. W każdej chwili dostępnie jest znieczulenie. Rodzi się dziecko. Położone od razu na brzuch kolonizuje się bakteriami mamy. Pępowina przestała tętnić - można przeciąć. Teraz dwie godziny kontaktu skóra do skóry, pierwsze przystawienie do piersi.


Pobyt na oddziale położniczym nie jest długi. Tam inna już położna pomaga zająć się dzieckiem. Instruuje mamę jak przewinąć, jak ubrać. Zachęca do kangurowania, pomaga w karmieniu piersią. W końcu jest doradcą laktacyjnym jak wszystkie jej koleżanki i karmienie naturalne nie ma dla niej tajemnic. Nie ma tez ograniczeń czasowych. System opieki jeden na jeden pozwala szybko skorygować błędy, a kobieta jest w stanie  samodzielnie i pewnie zająć się swoim dzieckiem po wyjściu.


Opieka w domu przez środowiskową odbywa się w terminie dogodnym dla mamy. Dziecko jest za każdym razem zważone, określa się przyrosty dobowe masy ciała i wykreśla na siatkach centylowych.

 

Wszelkie nieprawidłowości są od razu wyłapywane i maluch już jest pod opieką konkretnego specjalisty. Dobrze, że już nie ma kolejek jak to było kiedyś. Dobrze też, że nie trzeba umawiać się na wizytę prywatną.


Każdy jest zadowolony. Pacjentka ma pomoc i wsparcie na każdym etapie swojego rozrodczego życia. Położna ma w końcu pensję identyczną jak lekarz. Nie jest przepracowana, a dokumentację wypełnia za nią sekretarka.


Nic - tylko pracować z ciężarnymi i młodymi mamami. Nic - tylko rodzić.

 

2016-03-01