Słuchajmy się wzajemnie. Kontakt na sali porodowej

Jak powinna wyglądać idealna rozmowa położnej z rodzącą? Każda z nich czułaby się bezpieczna i rozumiana. Obok nie przekrzykiwałyby się przez tłumek studentów, a za parawanem nie biegałoby dziesięć osób mogących w każdej chwili zajrzeć na salę.

Położna w spokoju wypełniałaby wszystkie dokumenty przy biurku, które stoi na pojedynczej sali porodowej. Uśmiechnęłaby się do rodzącej i jej partnera, a później dała parze chwilę intymności, żeby mogli przygotować się na spotkanie ze swoim dzieckiem.

 

A jak jest naprawdę? Cóż, rzeczywistość czasem potrafi wylać na głowę kubeł zimnej wody. Położna jest zmęczona, ponieważ to będzie trzeci poród jaki przyjmie tego dnia. Z tyłu głowy ciągle ma stos dokumentów, przez które po raz enty trzeba będzie przebrnąć. Jest rozdrażniona, bo lekarz wcześniej trochę z niej zadrwił.

 

Z rodzącą nie jest lepiej… Partner chcąc pomóc momentami bardziej denerwuje, niż wspiera. Kuzynki, ciotki i sąsiadki dzwonią z pytaniem „no kiedy wreszcie urodzisz?!”.

 

I jeszcze ta położna, która ma minę jak by miała wszystkiego dość.

 

To tylko zwykły dzień na sali porodowej. A przecież wszyscy dookoła mówią, że poród to taki magiczny moment. Że gdy rodząca da się poprowadzić położnej przeżyje jedną z najpiękniejszych chwil w swoim życiu.

 

Właśnie! Jeżeli ciężarna „da się poprowadzić”, a położna „będzie chciała prowadzić”. Każda z tych dwóch kobiet jest za coś odpowiedzialna. Obie mają do spełnienia pewne zadanie. I OBIE są ważne!

 

Podręczniki do psychologii podpowiadają, że aby czuć się komfortowo w trakcie rozmowy musimy wyczuć, że jesteśmy rozumiani oraz że nasz rozmówca wykazuje zaangażowanie w kontakt z nami. Lubimy, gdy w trakcie rozmowy możemy patrzeć sobie wzajemnie w oczy, ton głosu jest spokojny i jesteśmy w bezpiecznym otoczeniu.

 

Niestety, sala porodowa da wielu kobiet takim otoczeniem nie jest. Kojarzy im się głównie z bólem. Są zestresowane, nie zawsze wiedzą co je czeka. Niby coś tam o porodzie czytały, ale teoria teorią, a praktyka…

Najlepszym lekarstwem na te wszystkie lęki i smutki jest doświadczona położna. Taka przy której przyszła mama poczuje się bezpiecznie. Która wytłumaczy, rozwieje wątpliwości, pocieszy. Która będzie umiała zmobilizować do pracy, ale też pochwali za włożony trud. I takich położnych naprawdę jest dużo. To wspaniałe kobiety o wielkim sercu, które chcą dobra swoich podopiecznych.

 

Niestety, to, że położna może tak zaopiekować się rodzącą zależy tylko od jej własnych chęci i predyspozycji. Trzeba mieć w sobie wiele siły, aby mimo kłótni z mężem w domu, zmęczenia po wielogodzinnym dyżurze i stresu, jaki wiąże się z tą pracą, nadal uśmiechać się do pacjentki i „prowadzić ją przez poród”. Ktoś może powiedzieć, że położne wiedziały na co się porywają, że praca z ludźmi nigdy nie jest pracą łatwą. Zgadza się. Dlatego, nie wolno sobie tej pracy jeszcze bardziej utrudniać.

 

Według Pani Katarzyny Oleś – położnej, współzałożycielki i prezeski Stowarzyszenia Dobrze Urodzeni – najczęstszymi błędami w komunikacji na linii położna – rodząca są: podawanie zbyt dużej ilości informacji na raz, używanie niezrozumiałych dla słuchaczy określeń oraz brak zaangażowania w kontakt. I to wszystko się zgadza.

 

Tylko jak zadbać o to, by informacji nie było za dużo, skoro pacjentka sama dopytuje? Albo jak nie używać słów niezrozumiałych, skoro ja wiem o co w każdym z nich chodzi? A brak zaangażowania? Gdy od dwóch godzin burczy w brzuchu, a nie miało się chwili na śniadanie, to trudno jest się skupić.

 

Czas na porodówce goni. I chwała wszystkim i wszystkiemu, jeżeli powodem pośpiechu nie są braki kadrowe. Gdy personelu jest dość, każda położna może poświęcić „swoim” rodzącym czas. Problem w tym, że nie każda umie z nimi rozmawiać. Myślę, że te kilka prostych rad chociaż trochę ułatwi rozmowy z pacjentkami.

 

Po pierwsze położna powinna mówić jakie według niej są odczucia rodzącej, np. „Czuje że jest Pani przestraszona”. Pozwoli to nie tylko na dokładne określenie stanu psychicznego, w jakim znajduje się pacjentka, ale też da przyszłej mamie możliwość wyjaśnienia, co dokładnie teraz czuje. Mając te informacje położna będzie mogła zaplanować działania, które poprawią nastrój rodzącej i sprawią, że ta poczuje się wysłuchana. A jeśli wysłuchana to i ważna!

 

Po drugie parafrazowanie. Jest to powtarzanie swoimi słowami tego, co właśnie powiedział nasz przedmówca. Parafrazowanie zazwyczaj zaczyna się od słów „czyli rozumiem, że..” lub „jeśli cię dobrze zrozumiałam to chodzi ci o…”. Dzięki tej prostej czynności położna i rodząca będą mogły porównać jakość obieranego i nadawanego komunikatu. Na pewno nie raz każda z czytelniczek znalazła się w sytuacji w której coś „źle zrozumiała”. Parafrazowanie wypowiedzi pozwoli na uniknięcie tego typu niepotrzebnych nieporozumień.

 

Niezbędne jest też zwracanie uwagi rodzącej na aspekty najważniejsze w trakcie porodu, czyli kobieta i jej dziecko. Nie pozwólmy, aby przyszła mama była rozpraszana przez ciągle otwierające się drzwi na sale porodową, dzwoniący telefon, czy myślała o tym jak teraz wygląda. Powiedzmy „spójrz mi w oczy”, „posłuchaj mnie”, „teraz się skup, a ja powiem ci co robić”.  Poprowadźmy ją przez ten trudny moment, aby za chwilę mogła cieszyć się ze swojego nowo narodzonego dziecka.

 

Komunikacja w stresie nigdy nie jest łatwa. Rodząca będzie czuła nasze obawy, strach, czy zdenerwowanie. Dlatego nie dopuśćmy, aby one się pojawiły. Jeśli istnieje taka możliwość warto poczytać o tym jak poprawić komunikacje z pacjentką. Warto wziąć udział w warsztatach na ten temat.

 

Mam nadzieję, że ten artykuł to tylko wstęp do dłuższej serii tekstów o rozmowach położnych z rodzącymi. Takie informacje mogą pomóc i pracownikom sali porodowej i przyszłym mamom, a to o ich dobro chodzi nam wszystkim!
.

 

2015-12-23