Potrójna położnicza tragedia

Smutna to, choć pouczająca historia o położnictwie sprzed ponad dwustu lat. Śmierć młodej księżniczki Charlotty Augusty zmieniła całkowicie historię Europy, bo utorowała drogę do brytyjskiego tronu charyzmatycznej Wiktorii.

Był wtedy ponury początek listopada 1817. Tragedia rozpoczęła się w Claremont House w hrabstwie Surrey. Ciężarna, dwudziestojednoletnia księżniczka Charlotta Augusta - ukochana przez cały brytyjski naród, jedyna córka Jerzego IV Hanowerskiego, władcy Wielkiej Brytanii i Irlandii - poczuła pierwsze skurcze.

 

Poród rozpoczęto nocą. Tuż obok sali porodowej zebrali się wysocy brytyjscy urzędnicy przybyli prosto z Londynu, którzy zgodnie z prawem musieli być obecni przy narodzinach postaci, która mogła pretendować w przyszłości do brytyjskiego tronu.

 

Kto przyjmował poród? Opiekę nad ciężarną księżną Walii Charlottą Augustą sprawowali już od kilku miesięcy doktor sir Richard Croft, doktor Matthew Baillie oraz doktor John Simms. Polskie źródła niefortunnie okrzyknęły sir Richarda Crofta ginekologiem. Był on rzeczywiście lekarzem rodziny królewskiej, ale specjalizował się w położnictwie. Simms dla odmiany był wybitnym... botanikiem.

 

Croft przez ponad dobę znajdował się przy łóżku obolałej Charlotty Augusty oczekując drugiej fazy porodu. Wszystko odbywało się bardzo powoli, zbyt wolno, więc położnik sir Richard Croft zwołał konsylium z udziałem pozostałych dwóch specjalistów. Panowie jednak tylko utwierdzili się w przekonaniu, że należy zdać się na siły natury i czekać.

 

Księżniczka była rozgorączkowana i pomimo osłabienia wielogodzinnym porodem bardzo pobudzona. Pojawiały się różne ostrzegawcze sygnały, jak wydobywający się zielonkawy płyn owodniowy. Jednak sir Richard Croft nie odważył się użyć znanych już wówczas kleszczy w celu przyspieszenia porodu. Czyżby obawiał się konsekwencji związanych z ewentualnymi powikłaniami porodu kleszczowego? Bo kleszcze stosowano, ale śmiertelność wśród noworodków i matek po ich użyciu była bardzo wysoka. Nie znano wówczas antyseptycznych substancji odkażających...

 

Po niemal pięćdziesięciu godzinach porodu, w zimny, środowy wieczór 5 listopada 1817, księżna Walii Charlotta Augusta urodziła martwego chłopca. Zmiany skórne i inne dowody świadczyły o tym, ze dziecko nie żyło od co najmniej kilku godzin przed wyjściem na świat. Panuje opinia, ze chłopiec zmarł w trakcie drugiej fazy porodu.

 

Przez dwa dni i dwie noce poprzedzające przyjście na świat zmarłego chłopca jego matka nie spożywała posiłków i nie spała. Medycy podali jej więc różne ziołowe specyfiki, mające księżną uspokoić i pozwolić jej spokojnie zasnąć. Niestety, jej stan zaczął się szybko pogarszać i po kilku godzinach księżniczka Walii zmarła. Prawdopodobnie przyczyną śmierci był krwotok wewnętrzny lub zator płucny.

 

 

Całe brytyjskie królestwo przywdziało żałobę. W składach kupieckich zabrakło czarnego sukna, bo każdy ubierał się w czarne szaty. Na dwa tygodnie zaprzestano handlu. Charlotta Augusta została pochowana wraz z synem w kaplicy św. Jerzego w Windsorze podczas wielkiej uroczystości z udziałem zapłakanych poddanych.

 

Dlaczego więc potrójna położnicza tragedia? Brytyjczycy byli zszokowani. Opłakiwali śmierć swojej księżniczki i głośno manifestowali swoje niezadowolenie z bierności medyków, którzy mieli mnóstwo czasu na próby ratowania matki i syna podczas porodu.

 

Pod wpływem tej presji i poczucia winy królewski położnik sir Richard Croft popełnił samobójstwo na początku lutego 1818. Mąż księżniczki i jej ojciec wysłali po porodzie podziękowania Croftowi za to, że wytrwale, przez cały czas i do końca trwał przy łożu księżnej. Również sporządzona sekcja zwłok nie mogła znaleźć przyczyny śmierci mamy i dziecka, ale nie stwierdziła też żadnych uchybień w sztuce położniczej.

 

Nikt nie miał jednak wątpliwości, że sir Richard Croft wyraził poprzez samobójczą śmierć bezgraniczny smutek w obliczu położniczej porażki. Taki był koniec potrójnej położniczej tragedii.

 

 

2015-08-24