Niebezpiecznie w szpitalu

W zawodzie położnej pracuję siedem lat. To i mało, i dużo. Bardzo lubię to co robię. Ale czasami mam ochotę wszystko rzucić w diabły i zmienić zawód. To, co dzieje się w szpitalach zaczyna być niebezpieczne dla pacjenta.

Wiem, że rzucam mocnymi słowami. Wszyscy o tym mówią, ale mało kto robi to głośno. System jest od wielu lat tak nieudolny, natomiast teraz chyba zaczyna się szczyt owej nieudolności. Pacjentki są coraz bardziej wymagające, świadome swoich praw i racji. I słusznie. O to chodzi, by każdy dostał to co mu się należy.


Jak jednak mam dać to pacjentce, skoro nie wiem w co włożyć ręce? Personelu z dyżuru na dyżur ubywa. Dokumentacji wprost proporcjonalnie do braków kadrowych - przybywa. Oczekiwań i 1000% normy również. Mam wrażenie, że podczas 12 godzinnej pracy położna zaczyna nabierać super mocy. Jest w stanie nic nie jeść, siusiu wstrzymać, w ciągu minuty zrobić kilometr kroków, dostać pięciu rąk, robi 16 rzeczy na raz. Mało, kto tak potrafi. Z tym trzeba się urodzić.


Śmieszne? Tragiczne! Boję się, że kiedyś przez przeładowanie obowiązkami wydarzy się tragedia.

 

Ratowanie życia to jedno. A gdzie czas na zwykłą rozmowę edukacyjną? Instruktaż, jak przewinąć dziecko. Pomoc w przystawieniu do piersi. Rozmawiam z mamą, próbuję rozwiązać jej problem, uspokoić, a w połowie zdania przerywa koleżanka położna, mówiąc, że jestem potrzebna gdzie indziej. Takie sytuacje są co chwila.

 

Kiedyś na swoim blogu robiłam pewne podliczenie: "Jedna położna przypada średnio na 15 świeżo upieczonych mam i ich dzieci czyli łącznie 30 pacjentów. Pamiętacie ile czasu potrzebowałyście np. przy zmianie pampresa? Albo przy przystawianiu do piersi? Dajmy na to 15 minut-czas bardzo ograniczony. Teraz wyobraźcie sobie, że jesteście dwudzieste w kolejce o pomoc. 20 pacjentek razy 15 minut każda, równa się 5 GODZIN!. Aż 5 godzin potrzebuje położna, żeby do Ciebie dotrzeć! Jedna jej wizyta i tak często nic nie zmieni, bo dobrze by było aby po przystawieniu dziecka za jakiś czas przyjść sprawdzić i ewentualnie poprawić błędy. I znowu kolejne 5 godzin oczekiwania. "


Nonsens? A jednak codzienność. Tak więc, do przepracowania fizycznego i przeładowania psychicznego dochodzi niezadowolenie pacjentki. Bo położna nie przyszła jak obiecała, bo udzieliła zdawkowych informacji, bo wpadła i wypadała... Przypominam o wyliczeniu - 20 pacjentek razy 15 minut = 5 godzin...


Mam wrażenie, że nikt ze społeczeństwa nie chce już słuchać, że położne, pielęgniarki mają za dużo pracy, za małe zarobki. Przecież dopiero co dostałyśmy podwyżki po 400 zł do podstawy. Nikt już nie dopowie, że 400 zł tak, ale nie do podstawy i nie na rękę. A  jak się coś wydarzy to na pewno "siostra" w tym czasie piła kawkę.


Nie dziwi więc fakt, że przedstawicielek tego zawodu będzie coraz mniej, na studia zawsze będą wolne miejsca, a nawet jak dziewczyny będą odbierać dyplom. to jednocześnie będą bukować bilet za granicę.


I szczerze mówiąc czekam na ten moment aż oddziały zaczną być zamykane z powodu braku personelu "średniego". Wtedy może ktoś sobie o nas przypomni. Lekarz zrozumie, że nie jest najważniejszy, a praca może polegać na relacjach partnerskich.


Do tego jednak czasu nie wiem, czy nie dostanę zawału, udaru, choroby psychicznej, w najlepszym wypadku wypalenia zawodowego. Wtedy sama zostanę pacjentem i będę patrzeć z drugiej strony, jak kolejne pokolenia dostają supermocy.

 

2016-04-19