Lekarze nie od laktacji

Żeby było jasne: nie chcę unosić na  podium bądź z niego zrzucać żadnej grupy medycznej. Wiemy, że jak lekarz coś powie - to rzecz święta. W końcu się na tym zna i komu ufać, jak nie jemu. Bywają jednak sytuacje, gdy ja - jako położna - z lekarskimi zaleceniami muszę walczyć. I z pełną odpowiedzialnością stwierdzam fakt, że lekarze zwłaszcza o laktacji wiedzą bardzo mało.

Często spotykam się ze stwierdzeniem, że nie miałam racji, żeby 2 miesięcznego dziecka karmionego wyłącznie piersią nie dopajać wodą, bo doktor powiedział, że na samym cycku może się odwodnić. Na nic wtedy moje godzinne elaboraty, że pokarm mamy do 6 miesiąca jest w 100% wystarczającym, żeby zaspokoić wszystkie potrzeby żywieniowe dziecka. Mało tego, że to właśnie pokarm mamy jest najlepszy.


Część pediatrów jak tylko słyszy, że dziecko jest na piersi od razu blednie i zleca milion badań, bo na pewno ma jakieś niedobory, o przybieraniu na wadze nie wspominając. Kolki - bo za tłuste mleko. Złe kupki bo mama zjadła batonika. I co taka mama sobie myśli? Co ja najlepszego zrobiłam? Jak mogłam pomyśleć o sobie?!

 

A wiecie ile tabliczek czekolady trzeba zjeść, żeby u malca pojawiły się jakieś dolegliwości? Pięć! Pięć tabliczek czekolady zaczynają być szkodliwe. Przypuszczam, że większość z nas po jednej zaczyna mieć nudności. Czym więc w diecie matki jest jeden batonik zjedzony co trzy dni?


Jak można wpędzać kobietę w  takie poczucie winy. Jak nie poczucie winy to głodówka. Bo według lekarzy nie można nic jeść. Brokuły? Banany? Jabłka? Ależ absolutnie! Bo co? Bo dziecko będzie miało wzdęty brzuszek od gazów. Tyle tylko, że pokarm tworzy się z krwi.

 

Jeśli po zjedzeniu banana u mamy zaczynają powstawać wzdęcia, musiały by przedostać się do jej krwi - z nią do pokarmu a następnie do dziecka. O ile mi wiadomo owe gazy raczej wydalane są inną drogą niż krew... Takie proste a takie skomplikowane.


Nietolerancja laktozy? Paaani to od piersi!


A mało, który pediatra wie, że stężenie laktozy w pokarmie jest takie same i nie zależy od spożywanych produktów. Większość mam karmiących jest na restrykcyjnych, wyniszczających dietach, które i tak nie mają wpływu na stan zdrowia dziecka, a znacznie mogą powodować problemy z ilością pokarmu.


Temat leków przy karmieniu to zawsze jedna odpowiedź lekarza rodzinnego:  NIE MOŻNA KARMIĆ!


A właśnie jest mnóstwo leków a nawet antybiotyków, które można bezpiecznie przyjmować w czasie laktacji. Istnieje książka tzw. Laktacyjny leksykon leków, na bieżąco aktualizowany, gdzie jest jasno określone ryzyko zażywania. Nie książka, to internet. Dostępny w każdym telefonie. I również specjalna strona dotycząca leków w laktacji.


Co najbardziej przerażające to ginekolodzy, którzy wiedzę o piersiach posiedli w średniowieczu i tam się zatrzymali. Nadal standardem jest obwiązywanie piersi tzw. bandażowanie na "zasuszenie pokarmu", czy forsowny masaż w czasie zapalenia czy zastoju. Takie postępowanie to wręcz błąd w sztuce, za które pacjentka może domagać się zadośćuczynienia.


Wszyscy wiedzą, że pokarm mamy jest najlepszym źródłem witamin, minerałów, przeciwciał i innych składników. Wszyscy wiedzą, że karmienie naturalne niesie wiele korzyści nie tylko dla dzieci ale i dla kobiet.


Dlaczego więc, lekarze - główne źródło wiedzy i zaufania wśród pacjentów tak mało wiedzą o fizjologii laktacji. Wiele kobiet zaczyna podawać mieszanki niepotrzebnie, bo Pan doktor czegoś nie doczytał. Wiele kobiet, ma wyrzuty sumienia jak po zjedzeniu batonika bo Pan doktor czegoś nie dosłyszał.


Za łatwo zaleca się odstawienie, za mało starań przykłada się żeby mamę karmiącą wspierać. I zamiast od razu podawać nazwę sztucznego mleka lepiej byłoby wysłać pacjentkę do doradcy laktacyjnego, sprawdzić lek w leksykonie albo przedyskutować z mamą okoliczności pojawienia się wysypki.


Karmiące mamy mają mało wsparcia w społeczeństwie dlatego też nie może go zabraknąć w społeczeństwie lekarskim. Bo albo ten zawód zacznie tracić na zaufaniu, albo karmienie piersią będziemy oglądać tylko na filmach archiwalnych.

 

2016-04-03